Złote liście jak parasole
chronią przed wiatrem to co najmniejsze
bez ładu i składu zakrywają Park Sobieskiego
zdyszany trudnym sezonem turystycznym
Siedzisz, wtulony w zimne ramiona kamiennej ławki
Myślisz, że nikt Cię nie zauważy
że nikt Cię nie zobaczy
Siedzisz cichutko, lekko oddychasz zapachem zbutwiałych liści
przyglądasz się butom przypadkowych przechodniów
znikąd się zjawiających
i donikąd zmierzających
Ze zdziwieniem podnosisz oczy
myśląc że jesteś anonimowy
spojrzałeś na mnie
a ja z dumy nie mogłem oderwać wzroku
od Twojej posiwiałej brody
„Cześć Wałbrzych!” zagadałem łamiącym się w głowie głosem
z tym większą niepewnością
im głębiej zanurzyłeś wzrok w zieleń mych szklistych oczu
Widzę Cię, od dawna obserwuję
Zaglądam w Twoją mimo wszystko rozświetloną duszę
Coś mi podpowiada, że tak muszę
Otulony szarym jak popiół swetrem
przecierasz zaćmę ze swych mlecznych oczu
oparty łokciami o stare zdębiałe kolana
próbujesz uciec wzrokiem
od mojego natarczywego spojrzenia
„O czym tak myślisz?”
zapytałem nie ruszając ustami, świadom
że Ty mnie dobrze rozumiesz
i wiem, że chcesz odpowiedzieć
ale słów zebrać nie umiesz
Lekko tylko podparłeś dłonie na starych kolanach
wyprostowałeś łokcie ukryte w szarym swetrze
podniosłeś się bezszelestnie
zaskrzypiały tylko skórzane buty
lśniące, przygotowane na barbórkę
i odszedłeś bez słowa
a ja stoję do tej pory
z oczami wielkimi wypatruję Cię jak sowa
w Parku Sobieskiego
i wyglądam i patrzę
bo wiem, że tu wrócisz
jak bis w dramatycznym teatrze